Toksyczne Czytelnictwo, czyli Liczby To Nie Wszystko

Chyba wszyscy znamy przynajmniej jedną osobę, która czyta dużo książek. Ale naprawdę dużo. I szybko. I bardzo lubi o tym mówić.

Takie osoby najczęściej na liście przeczytanych pozycji mają dziesiątki poradników, setki popularnonaukowych treści i przynajmniej kilka opasłych tomów traktujących o filozofii czy historii.

Na 99% mają konto na GoodReads czy LubimyCzytać.pl, które regularnie uaktualniają.

Myślicie sobie: super, musi być bardzo oczytana/-y. Chciałabym wiedzieć tyle co on/ona!

Oczywiście nie potępiam czytelnictwa, ani nie mam zamiaru odmawiać szacunku nałogowym molom książkowym.

Jednak coś mnie zastanawia: Kiedy oni właściwie „przetrawiają” te książki?

Czy naprawdę należy poświęcać jakość w imię ilości?

W moim odczuciu, książki to dzieła, które należy doceniać i kontemplować. Tyleż zawartej w niej wiedzy, która tak łatwo ulatuje nam z głowy – szczególnie, kiedy czytamy szybko i bez zastanowienia!

Powiedzcie mi proszę: czy filozofowie pisali swe traktaty tylko po to by tysiące ludzi przeczytało je tylko dlatego, by zabłysnąć wśród znajomych umiejętnością wkuwania na pamięć poszczególnych zdań? Czy może napisali je, by czytelnicy mogli sami rozważyć, czy się z nimi zgadzają czy nie? By poruszyć człowieka do głębi, by zmusić do do przemyślenia dotychczasowych wartości?

Filozofia to nie coś, co się zapamiętuje. To coś, co się czuje i coś co nie daje wewnętrznego spokoju i jednocześnie pomaga go osiągnąć. To coś, w czym nikt nigdy nie dojdzie do perfekcji. Możesz przeczytać wszystkie dzieła antycznych filozofów i uznać poszczególne ich racje, by za dziesięć lat poznać bardziej współczesnego filozofa, który wstrząśnie twoimi przekonaniami. Człowiek się zmienia, a filozofia pomaga człowiekowi odnaleźć się w tych zmianach i własnych poszukiwaniach. One nigdy się nie kończą, a filozofowie nagle z planety nie znikną.

Po co tracić okazję do zyskania nowej perspektywy? Bo co czytać pozycje z zakresu historii, jeśli nie postaramy się z tej lektury wyciągnąć wniosków? Historia to nie puste daty, to zapis historii zwycięstw i przegranych, błędów i porażek. Poznawanie ich powinno służyć ludzkości do niepowielania tychże błędów, a nie do męczenia nastolatków w szkołach czy do recytowania królów w kolejności chronologicznej podczas spotkań rodzinnych.

A pozycje popularnonaukowe? Na palcach obydwu rąk nie zliczę osób, które znam osobiście, a które nawet nie pamiętają z tejże lektury praktycznie niczego. A dlaczego? Bo nie wiedzieli PO CO to czytają, ani nie byli zainteresowani tematem. Ale zdjęcie na instagramie z taką książką w ręce dodaje prestiżu, no nie?

Sama czytam dość sporo. Sama byłam w pułapce czytania zwanej „więcej i szybciej”.

I wiecie jak się z tego wyrwałam? Straciłam zapał do czytania, przestałam to lubić. Całkowicie. A jednak czytałam dalej.

Dlaczego? Bo czułam wewnętrzny przymus. Jakby czytanie skomplikowanej prozy było moim obowiązkiem. Jakbym musiała zaspokoić czyjeś wymagania względem mnie. No bo co- do tej pory wstawiałam na InstaStory zdjęcia „Moralności Mózgu” czy „Teorii Osobowości” a teraz co?

Czułam, że się ośmieszę i zgłupieje. Naprawdę.

Długo zajęło mi zrozumienie tego, że nie muszę podążać za tłumem, nie muszę koniecznie w tym roku przeczytać pewnych pozycji, „bo inni już je przeczytali” (z perspektywy czasu zaczynam podejrzewać, że większość nawet nie zaczęła ich czytać).

Odpuściłam. Nie czytałam przez jakieś 2 miesiące niczego poza ewentualnymi artykułami na blogach.

I co? Zainteresowanie wróciło. Niespodziewanie, ale zawsze.

Kiedy? Podczas oglądania telewizji! Był to bodajże program o historii starożytnej Grecji. Był na tyle ciekawy, że przypomniałam sobie, że mam e-booki na ten temat na czytniku. Naładowałam więc czytnik i je przeczytałam. Tak po prostu, bez pośpiechu, co jakiś czas googlując poszczególne rzeczy, o których chciałam dowiedzieć się więcej. Przeczytanie dwóch niezbyt grubych książek zajęło mi około miesiąca.

Dawno nie czułam takiego zadowolenia z lektury. Mogłam porozmyślać nad systemem nauczania w antycznej Grecji i Rzymie, odkryłam Symonidesa-człowieka o niezwykłej pamięci, z którym wiąże się motyw z serialu Sherlock Holmes (o tym w innym poście).

Mogłam czytać kiedy i ile chcę. Myślałam, zapamiętywałam i posiadłam własne opinie. Pozwoliłam treści mieć na mnie wpływ, a następnie przekułam ją na własny użytek.

Cóż może być piękniejszego niż retrospektywne czytanie?

A wy? W jaki sposób czytacie? A może chcecie polecić jakieś ciekawe pozycje? 🙂

Dodaj komentarz